wtorek, 30 listopada 2010

..jesień z liść opadłym popołudniem

..słabość do szczegółu tkwi sobie we mnie, zdaje się
w ogóle najłatwiej pominąć,
w ogóle nie rozproszyć myśli trudno,
skupić się nie da w ogóle:)
ostatnio się tylko czepiam.






Wronia Szara





piątek, 26 listopada 2010

Libia..


w Afryce niejako znajomo..wydało mi się.

krajobrazy niewyraźne wszechobecnym kurzem,
wrażenie jakby czas płynął wolniej,
taka dalekowschodnia jakaś magiczna wykładnia niezwykłej zwykłości..mimo, ze to poludnie,
ale..nie tak mistyczna..
..nepalsko:)



















w Libii zaistniałam cztery dni,
lądując w Tripolisie widziałam szczątki tego samolotu ichniejszych linii, który rozbił się kilka dni przed moim startem.
wrażenie ..dziwne - taki slow play i wstrzymany oddech..zgineli ludzie.
Kontrakt mojej firmy realizuje sie nad samym morzem.
Chlopaki stawiaja port, juz drugi :) od 16stu lat bez mała.




Niezle tempo maja chwaty.
Choc oddac im trzeba, ze latwo nie jest.
Biurokracja niczym u nas w latach szescdziesiatych.
Towar na budowe kombinuje sie jak za dawnych dobrych czasow, z calym tym znaym nam barwnym kolorytem podbijania pieczatek i temu podobnych spowalniajacych historii...
coż jednak - i w tych warunkach uaktualnianie okresowych szkolen bhp obowiazuje - stad tez moja tam obecność.
zatem przeszkolilam zasiedzialych nieco budowniczych w jedno przedpołudnie i resztę pobytu poświecilam zwiedzaniu.
ku zaskoczeniu było co:)






..się to czasem bywa scenariusze ułożą zadziwiająco mgiełkowo.

 weźmy w tej Libii właśnie, dwa popołudnia woził nas pewien arabista,
 wsiadal i wkladal swoją plytkę , ktora wypelniala szoferkę niezwykle
balsamicznie, tak jakoś czule przystająco i mile dla mnie...siedzialam wpatrując się w zamglone kurzem krajobrazy i uśmiechaly sie we mnie jakies nieobco tęskne klimaty...daleko bardziej dalekowschodnie niż te za szybą:)
spytałam aż co to za płytka..
- 'grupa nazywa się ..od słówka używanego w Indiach i Nepalu, oznaczjącego dzien dobry, dowidzenia i dziekuję ,,Namaste,,'
- ';)'


 



czwartek, 25 listopada 2010

Norwegia, gdzie..szczyty


Gro czasu w tej Norwegii, nie pomylmy, przeharowałam jak dzik na budowie. Cóż, nie darowała bym przecież, widok mając z rusztowań na osnieżone szczyty, by ku nim nie ruszyć.
Ruszałam zatem w każdy wolny jedyny od pracy dzień - niedzielę.
Nie sama:)
Dość sympatyczne i zaskakująco miłe było to, że po 58 godzinnym tygodniu tyrania znajdywali się chętni by pod górę iść ze mną.
hmm z drugiej strony- alternatywą dla wyjść z Ikona'travel było piwko i tv w barakowej celi..(budowa i kamp oddalone były od najbliższej aglomeracji o jakieś dobre 40 km).
Początkowo (marzec - połowa maja) śnieg i szybki zmierzch skutecznie stopowały nas i próby osiągniecia wierzchołka konczyły się niepowodzeniem..



Pierwszy raz na szczycie udało się stanąć końcem maja.
Masfiorden był łaskaw wpuścić.
Zachęceni wróciliśmy tam jeszcze kilka razy potem.
Wygładzone i sprasowane skały ...przykuwały wzrok stanowiac ciekawe unaocznienie tego o czym kiedyś tam słyszało się o zlodowaceniach na lekcjach geografii...







..a latem wypuszczać zacześlimy się coraz śmielej i dalej. Góry tam, choć nie wysokie - niewiele ponad tysiąc m.n.p.m - zbobywać trzeba było od tego własnie poziomu morza, co dawało rzadką w górach w ogóle okazję do satysfakcji, że jak się staje na nich, to po pokonaniu tylu dokładnie metrów w pionie co mierzą w istocie.



poniedziałek, 22 listopada 2010

Norwegia, gdzie dziwnie jakoś było kłaść się spać w czasie tych dób białych






..tę resztę dnia, co to zostawała jeszcze po 10 godzinnym dniu pracy na budowie, pożytkowałam sobie na piesze lub rowerowe wycieczki.. z małym plecaczkiem i książką.
odkrywałam miejsca, gdzie cisza i spokój, ..aż znalazłam jedno niezwykle subtelne i w nie nachętniej 'uciekałam' sobie.
..raz zasiedziałam się pochylona nad lekturą ..do prawie pierwszej..
to 'widno' było rozbrajające..
..i niebo bez gwiazd bywa, że romantyczne...







piątek, 19 listopada 2010

Norwegia, gdzie imię me wpisało się biało na czarnej ramie harfy

Harfy w górę!:) - poszły, gdy szkielety kotłów otulone już z zewnątrz panelami piętrzyły się dumnie ponad obrysy dużo niższych obiektów elektrowni..
method statment dopiety w najdrobniejszym szczególe,
teren operacji wygrodzony,
siła wiatru 5 do 6 w porywach m/s
i :























piękne, bo działa!:)
 - zrozumie ten, kto uczestniczył kiedyś w procesie budowania..










e-hmm, moja Chrześnica:

czwartek, 18 listopada 2010

Norwegia, gdzie zmierzch z brzaskiem witał się i żegnał prawie w jednym miejscu





ciemno było prawie do połowy kwietnia, aż nagle zrobiło się jasno.
z miejsca tak temperatury skoczyły do plus nastu, słońce promienieć zaczęło się radośnie od rana do rana
bo tak jak do tej pory nie było go w ogóle niemalże, tak od tej pory nie zachodziło już wcale.
a dzień trwać zaczął sobie noc i dzień prawie na okrągło.





pamiętam widok bosych stóp  w klapkach, wtedy, pana w garniturze idącego ulicą Bergen,
widok ów uprzytomnił mi jak tęsknić muszą zawrotnie tutaj za ciepłem promieni od słońca..
stałam tak w tym nareszcie jedynie polarze i uśmiechałam się do tych białych, nagich palcy w japonkach jak do oswobodzonych ciepłem z kajdan zimna zwiastunów wiosny.



tam się czeka na tą jasność niezwykle tęsknie i łapczywie docenia się jej nadejście.
..mówi się, że im więcej tracisz tym mocniej doceniasz.
tymczasem lata w Norwegii do upalnych nie należą, ale jak odchodzą to na bardzo długo..
hmm - im dłużej tęsknisz..tym mocniej?
:) ważne jest nie zgubić w sobie ..emocji.
 a jak czekać to tęsknić, by nie zobojętnieć.




poniedziałek, 15 listopada 2010

Norwegia, gdzie widno robiło się na parę godzin, a deszcz padał poziomo..


..zlądowałam na tej północy pełna obaw, ale też i pełna zapału.
Po latach spędzonych za biurkiem, rwało się wszystko we mnie ku działaniu..
Jako inżynier z wykształcenia i zamiłowania czułam, że odżywam.

Na moich oczach i przy moim "wydatnym" udziale rosła elektrownia, budowana z szerokim rozmachem,
przy wykorzystaniu mnóstwa technologii.
Na stosunkowo niewielkiej powierzchni terenu rafinerii, działały równolegle firmy z niemal całej Europy.
Prace na placu budowy wymagały koordynacji, tak pod względem relacji człowiek - maszyna, jak i systemu samego i miejsca w nim człowieka.
Idea humanocentrycznego podejścia w zarządzaniu - prezentowana na wykładach Studiów Podyplomowych PW, nabrała namacalnego wymiaru i wymiernego przełożenia w praktyce. :).. e-hmm.
Słuszność opracowywania procedur i wcielania ich w życie nie budziła wątpliwości, gdy obserwowało się jak to wszystko działa.
Dużo rozmawiałam z ludźmi i przeważały opinie, że całe to wymaganie od nich znajomości przepisów i stosowania szeroko pojętej ostrożności, daje im poczucie, że są ważni i czują się z tym bezpiecznie.
Sama czułam, że udział w realizacji kontraktu to wyzwanie, któremu daję radę i sprawia mi to satysfakcję.









..a piękne wydać się może wszystko, byle by wiedzieć czego się chce.
a najbardziej nawet ponure miejsce bez wiary i przekonania, że to TO pozostanie zaledwie ponurym..
i jedynie z ziarenkiem przekonania o słuszności wyboru.. mało co jest w stanie zastąpić nam drogę..
..tak sobie pozwalałam wypełniać się myślami.. wieczoronocami w pojedynczej celi kontraktowego konteneru..:)